Matronom – przyjaciel czy wróg?

Dosyć długo zajęło mi przekonanie się do metronomu. Jako zapalony małolat nie dopuszczałem myśli, że coś może mi klikać w uchu i ja mam do tego grać. Wiedząc jednak, że większość płyt nagrywana jest pod metronom, mimo woli przełamywałem się i ćwiczyłem z klikiem w uchu. Przede wszystkim w momentach gdy grałem bez zespołu. W końcu udało mi się okiełznać młodzieńcze EGO wychowane na punku i metalu a do metronomu nabrałem dużą ilość pokory co zaprocentowało w przyszłości!

 Na początku był koszmar, rytm wybijałem jeszcze w miarę, ale na przejściach wszystko się sypało. Im dłuższe lub bardziej skomplikowane przejście, tym gorzej. Przyczyny krzywizny doszukiwałem się wszędzie, tylko nie w swojej głowie. A to metronom może jakiś tani i krzywo klika, albo pewnie bateria słaba dlatego przyspiesza i zwalnia 

Bo przecież ja gram równo…!

Przytoczę fakt, że jestem samoukiem. Nikt mi nie mówił że coś gram źle, nierówno, nie miałem fizycznego mentora który pokazałby mi w czym tkwi błąd, nie było też ogólnie dostępnego internetu. Pomocnych źródeł było niewiele, za to zapał był ogromny. Tyle że  ciągle było nierówno. 

Przełamanie w głowie nastąpiło dosyć szybko. Trzeba było jednak spędzić sporo godzin na ćwiczeniach, oswoić się z tym klikiem w uchu, zaakceptować go, wsłuchać się w niego. Koniecznym było znalezienie czasu na ćwiczenia, poświęcenie się temu tyle, na ile czas pozwalał. Im więcej tym lepiej, wiadomo. 

Regularność też jest bardzo ważna. Możemy ćwiczyć regularnie np. cały miesiąc i nagle odpuścić tydzień. Wtedy poczujemy że coś co nam wychodziło, nie jest takie proste. Musimy to odświeżyć i znowu wyćwiczyć. Potrzeba dużo cierpliwości i wytrwałości, irytację i gniew należy przełożyć na mobilizację. Pamiętajmy że każdy perkusista też musiał się kiedyś nauczyć każdej zagrywki, czy rytmu. 

Przypomnijmy sobie nasze początki, jak graliśmy wtedy, a jak teraz. To co nam teraz nie wychodzi, prędzej czy później wyjdzie, ćwicząc. W końcu metronom stał się u mnie nieodłączną częścią każdej rozgrzewki, próby, koncertu czy nagrania w studio. Przestał przeszkadzać a zaczął pomagać. Chaotyczne uderzenia odnajdywały swoje miejsca w takcie, rytm był zwarty, coraz równiejszy, przejścia selektywniejsze, akcenty w punkt, czyli tak jak być powinno. 

Teraz gdy gram z klikiem w uchu czuje się pewniej, bardziej komfortowo, wiem gdzie zagrałem krzywo, a gdzie idealnie, że metronom „zanika” zlewając się z uderzeniami w punkt. Także powinniśmy jak najszybciej przekonać się do grania z klikiem. Poświęćmy wolny czas na ćwiczenia na padzie. Jeśli mamy możliwość, na całym zestawie. Nie zniechęcajmy się! Nie od razu Kraków zbudowano. Ćwiczymy i grajmy z metronomem bo to najlepszy kumpel perkusisty.